CHRZEST

 

Rodzice Chrzestni

Najpierw prawo, bo to fundament, o instytucji rodziców  chrzestnych, tak ważnej w przypadku sakramentu chrztu św., a dziś  sprawiającej niektórym wiele kłopotów, mówi tak:

 

Kan. 874 – § 1. Do przyjęcia zadania chrzestnego może być dopuszczony ten, kto:

1) jest wyznaczony przez przyjmującego chrzest albo przez jego  rodziców, albo przez tego, kto ich zastępuje, a gdy tych nie ma, przez  proboszcza lub szafarza chrztu, i posiada wymagane do tego kwalifikacje  oraz intencję pełnienia tego zadania;

2) ukończył szesnaście lat, chyba że biskup diecezjalny określił inny  wiek albo proboszcz lub szafarz jest zdania, że słuszna przyczyna  zaleca dopuszczenie wyjątku;

3) jest katolikiem, bierzmowanym i przyjął już sakrament Najświętszej  Eucharystii oraz prowadzi życie zgodne z wiarą i odpowiadające funkcji,  jaką ma pełnić;

4) jest wolny od jakiejkolwiek kary kanonicznej, zgodnie z prawem wymierzonej lub deklarowanej;

5) nie jest ojcem lub matką przyjmującego chrzest.

 Z tych zapisów wynika wprost, że ojcem chrzestnym ani matką chrzestną  nie może zostać katolik niemający sakramentu bierzmowania albo katolik  żyjący w związku niesakramentalnym, albo taki katolik, który szerokim  łukiem omija kościół, a do sakramentów świętych przystępuje już nawet  nie od wielkiego dzwonu, ale nie przystępuje w ogóle.

 

Trochę z życia

– Przecież nie żyjemy w XIX wieku – niemal wykrzyczała mi przez  telefon kobieta – opowiada ks. Zbigniew, pracownik jednej z kurii  diecezjalnych – której córka właśnie wróciła z kancelarii parafialnej.  Była zdenerwowana, bo proboszcz nie wydał jej zaświadczenia, które  uprawnia do bycia matką chrzestną. Nie wydał, bo wydać nie mógł. To nie  zależy od jego widzimisię, jest poza nim. Nie wydał, bo kobieta, córka  owej zdenerwowanej pani, która w kurii szukała jeszcze instancji  odwoławczej, żyje w związku niesakramentalnym. Takie lub podobne  sytuacje, zwykle przykre, nierzadko kończące się wyzwiskami, a nawet  groźbami, mają w swoim bagażu doświadczeń prawie wszyscy księża  pracujący w duszpasterstwie. Są to doświadczenia – z racji takich, a nie  innych zmian postaw społecznych – coraz częstsze. Rodzice mają bowiem  nieraz kłopot ze znalezieniem wśród bliskiej rodziny czy najbliższych  przyjaciół – a do tego kręgu ogranicza się zwykle poszukiwania  kandydatów – matki czy ojca chrzestnego dla swojego dziecka. Ten nie ma  bierzmowania, bo zaniedbał. Ten wybrał życie „na kocią łapę”, jak się  dawniej mawiało. Tamten przez lata nie był w kościele. Co robić w takiej  sytuacji? – Zdarza się – mówi ks. Michał, duszpasterz miejskiej  pięciotysięcznej parafii – że ludzie odkładają chrzest na czas, kiedy  brat czy siostra najmłodszej pociechy osiągnie wiek i przystąpi do  sakramentu bierzmowania. Czasem jest to rok, a zdarzyło się w naszej  parafii, że czekano na ten moment 5 lat. – Poproście kogoś znajomego –  radziłem swego czasu. – Przecież to nie musi być rodzina –  przekonywałem. – A kto się księdzu zgodzi? – odpowiadali.

Bywają jednak tacy, którzy się zgadzają.

Pani Dorota i pan Edward są  małżeństwem od ponad 30 lat. Należą do Domowego Kościoła, o czym wiedzą  wszyscy sąsiedzi z klatki. Zgodzili się zostać rodzicami chrzestnymi  córki swoich sąsiadów. Sąsiedzi mieli kłopot ze znalezieniem kogoś  odpowiedniego w gronie swoich bliskich, bo wszyscy mają jakieś  przeszkody albo są na bakier z praktykami religijnymi. Nikt, ze względu  na skomplikowane losy życiowe, nie spełniał wymogów stawianych przez  kościelne prawo kanoniczne. Ich poproszono w ostateczności, bo dziecko  było już w drugiej klasie. Wiadomo – Pierwsza Komunia św.

O takich sytuacjach często można przeczytać na forach w sieci. Ludzie  szukają rady u internetowych znajomych. „Kochani rodzice – czytamy na  jednym z forów – zaczynam myśleć o chrzcie mojego dziecka i mam taki  problem. Ja jestem tzw. praktykująca: wierzę, chodzę do kościoła itp.,  więc zależy mi na ochrzczeniu syna. Z tego, co czytałam o chrzcie,  chrzestni mają mieć zaświadczenie ze swojej parafii o braku  przeciwwskazań do bycia chrzestnym. Ale wśród rodziny i znajomych do  kościoła oprócz mnie chodzą: moja mama, jej brat, jedna moja  przyjaciółka z mężem i... koniec. Kogo mam zatem wybrać na  chrzestnych?!”. Albo w innej dyskusji na forum trójmiasto.pl:  „Jako rodzina mamy dopełnione wszystkie formalności  ślubno-sakramentalne. Niestety, «rozglądając się» po rodzinie i  znajomych, nie widzę osób, których chciałabym na chrzestnych mojego  dziecka. Praktycznie nie ma ludzi, którzy faktycznie żyliby zgodnie z  nauką Kościoła i byliby w stanie wspierać dziecko. Jak to czytam, to  brzmi jak wyznania starej dewoty:)) Jakkolwiek śmiesznie by to nie  brzmiało, fakt jest faktem. Co się robi w takiej sytuacji? Chcemy  ochrzcić dziecko, tylko kogo na chrzestnego, skoro «wykwalifikowanych»  brak?”.

 

Wychowanie w wierze

 

 Co można zrobić w powyższej sytuacji? Na pewno nie szukać w rodzinie  na siłę. Nie próbować „załatwiać” czy wymuszać, tylko poszukać  kandydatów, którzy gwarantują nie tylko obecność w kościele, prezent,  wypełnioną kartkę od spowiedzi, ale takich, którzy pomogą wychować w  wierze. Wbrew pozorom, jest to możliwe. – Gdy pytam na katechezie  przedchrzcielnej, a mam taki zwyczaj, po co są w ogóle rodzice chrzestni  – mówi ks. Tomasz, proboszcz siedmiotysięcznej miejskiej parafii –  zwykle pierwszą odpowiedzią jest, że „gdy zdarzy się nieszczęście i  rodzice umrą, to na chrzestnych spada obowiązek wychowania dziecka”. Być  może kiedyś, kiedy śmiertelność była dużo większa, a ludzie umierając  wcześniej, osierocali swoje dzieci, była taka potrzeba. Dziś,  przynajmniej w naszych warunkach, nie ma już po temu potrzeby, natomiast  jest ona, i to gwałtowna, aby skupili się na tej roli, dla której ta  instytucja w Kościele została powołana – kończy swoją opowieść ks.  Tomasz.

Jaka to rola? Skrywa się w jednym pytaniu i jednej odpowiedzi, które w  trakcie liturgii chrzcielnej wprost i wyłącznie do chrzestnych jest  kierowane: „A wy, drodzy chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać  rodzicom tego dziecka w wypełnianiu ich obowiązku?” – pyta celebrans i  zazwyczaj słyszy odpowiedź: „Tak, jesteśmy gotowi”, choć często istnieje  podejrzenie, że owo: „Tak, jesteśmy gotowi” oznacza: Tak jesteśmy  gotowi dawać prezenty na chrzest, urodziny, imieniny, Pierwszą Komunię  św., rzadziej bierzmowanie i z okazji ślubu. Później tak rozumiana rola  rodziców od chrztu już się kończy. A chodzi tylko – albo aż – o  wychowanie w wierze, do czego wcześniej zobowiązali się rodzice dziecka.

 

Wymóg czasu

Chrzestni to instytucja kościelna, ściśle związana z wiarą. O takich  ludziach, którzy mieli wprowadzać w wiarę, dbać o to, by to ziarnko  wsiane w serce rozrosło się w wielkie drzewo, chronić przed  niebezpieczeństwami dla wiary ochrzczonego, wspominali już Ojcowie  Kościoła. Warto zauważyć, że instytucja ta powstała, kiedy chrześcijanie  byli jeszcze małą trzódką, żyjącą we wrogiej sobie – i to dosłownie –  kulturze. Na ochrzczonego i na ten dar wiary, który otrzymał na chrzcie  św., czyhały liczne niebezpieczeństwa, także ze strony pogańskiej  rodziny, stąd właśnie istniała konieczność, aby chrzestnymi byli ludzie  ugruntowani w wierze, po to, by mogli realnie – nie tylko nominalnie –  spełniać swoją funkcję.

Można powiedzieć, że dziś sytuacja jest w pewnej mierze analogiczna.  Na wielu obszarach – widoczne jest to choćby przy okazji świąt Bożego  Narodzenia – trwa zmaganie o zachowanie chrześcijańskich symboli, które  jest zmaganiem o chrześcijańskość kultury, tym bardziej więc potrzeba,  aby rodzice od chrztu – chrzestni wypełniali swoje prawdziwe zadanie. W  kontekście współczesności bycie chrzestnym może i powinno być misją.  Dlatego w sytuacji, gdy trudno rodzicom znaleźć kandydatów na  chrzestnych, którzy spełnialiby choćby formalne, wymagane przez prawo,  warunki, potrzeba ludzi utwierdzonych w wierze, aby byli gotowi podjąć  się tej misji. Do tego predysponowani są członkowie ruchów i  stowarzyszeń kościelnych, znani z kościoła, często nawet sąsiedzi  ugruntowani w wierze i poszukujący obszarów, w których mogliby dawać  świadectwo. Trudno wyobrazić sobie lepszą okazję niż gotowość bycia  rodzicem od chrztu.